Ta stara komoda RTV była jednym z najbardziej zniszczonych mebli, jaki trafił do mojej pracowni.
Pęknięcia i dziury na blacie i bokach, uszczerbione brzegi i powyginane drewno to tylko niektóre ze zniszczeń, które napotkałam podczas przygotowywania komody do stylizacji.
Niestety nie wszystkich mankamentów udało mi się pozbyć, ale przynajmniej zostały umiejętnie zakamuflowane, a komoda wygląda zdecydowanie lepiej po metamorfozie niż przed (przynajmniej tak twierdzi jej właścicielka). 🙂
Dobór kolorów to indywidualna decyzja klientki, która nie podlegała dyskusji. Uważam, że dzięki tej odważnej kolorystyce, jak również metalowym ażurowym drzwiczkom mebel fajnie nawiązuje do marokańskich klimatów.
A teraz kilka słów o tym, jak przebiegała metamorfoza.
Krok 1 – Demontaż okuć
O zgrozo! To była masakra! Zawiasy i wkręty były tak stare, że kilka ruchów śrubokrętem i wkręty w połowie się łamały! O wkrętarce można było w ogóle zapomnieć. Następnie kombinerki, dużo siły i cierpliwości, wyginania w lewo i w prawo, i jakoś poszło. Oczywiście wizja wkręcenia nowych zawiasów w miejsce starych przerażała na tym etapie, bo wiadomo było, że starych dziur nie można już będzie wykorzystać (siedziały w nich ułamane wkręty!), ale na tamtą chwilę nie chciałam się denerwować i zostawiłam to na sam koniec, ryzykując, że komoda zamiast z drzwiczkami będzie z zasłonką lub w ogóle bez drzwiczek :D:D.
Krok 2 – Szlifowanie
Każdy mebel przechodzi przez ten etap, jeden jest szlifowany lżej drugi mocniej, ale każdy spotyka się ze szlifierką – w tym wypadku z moją mimośrodową błyskawicą od Graphite. Świetnie poradziła sobie z dużymi płaskimi powierzchniami, jak blat i boki komody i pomogła mi w odkryciu pięknego egzotycznego drewna z oryginalnym usłojeniem. Jeśli komoda należałaby do mnie, na pewno zeszlifowałabym ją do czystego drewna i potraktowała woskiem lub olejem, podkreślając niezwykłe piękno tego gatunku (prawdopodobnie drewno mango).
Pokusiłam się nawet o taką propozycję dla klientki, ale niestety brąz z pomarańczą wygrał, co ostatecznie też źle nie wyszło. 🙂
Pod malowanie wystarczyło, więc tylko mocno zmatowić mebel, pozbywając się tej okropnej bejcy (ten kto ją aplikował, był chyba po “paru głębszych”…).
Do szlifowania środka komody, z wszystkimi jej kątami i zakamarkami idealnie sprawdziła się mała szlifierka żelazko od Black&Decker.
Krok 3 – Malowanie
Przed malowaniem, elementy, które miały być pomarańczowe, pomalowałam podkładem – tak na wszelki wypadek. Mimo, iż pomarańczowy nie jest jasnym kolorem i plamy nie powinny być zagrożeniem, to mimo wszystko ta ohydna bejca mogłaby mi zrobić psikusa.
Następnie użyłam do malowania mineralnych farb kredowych Fleur w kolorach Tropical Sunset w połączeniu z Tomato Red oraz czekoladowy brąz Burnt Umber. Łącznie położyłam 3 warstwy brązu i 4 warstwy pomarańczowego, osiągając pełne krycie.
Nadal nie mogę wyjść z podziwu, jak łatwo te farby się rozprowadzają, a to dlatego, że nie są gęste, a jednocześnie dobrze kryją. Czego chcieć więcej?
Krok 4 – Malowanie wzoru (bez zacieków!)
Wzór na blacie niby jest prosty, ale nie do końca. Tak naprawdę załamania w narożnikach wymagały mozolnego i dokładnego przyklejenia taśmy, ale jeśli już raz się to zrobiło to potem było już z górki. Ale tylko, jeżeli zastosowało się pewien trik.
Zobaczcie, jak wyglądały etapy malowania pasków, tak aby nie było żadnych zacieków:
1. Najpierw malujemy wzór farbą w kolorze tła – jeśli cokolwiek ma nam wyciec to właśnie na tym etapie, a skoro jest to farba w kolorze tła, to i tak nie będzie tego widać. Ot! Cała filozofia.
2. Po wyschnięciu farby, malujemy wzór docelowym kolorem, do uzyskania pożądanego krycia.
3. Nie czekając aż farba całkowicie wyschnie, odrywamy taśmę, trzymając ją pod kątem ostrym do powierzchni. Robimy to raczej powoli. Efekt idealnych odcięć gwarantowany.
Zobaczcie, jak tą samą metodą malowałam pasy na tej komodzie:
Idealną taśmą, jest ta do powierzchni delikatnych, gdyż mocniejsza może nam odejść razem z farbą.
Krok 5 – Zabezpieczenie lakierem/woskiem
Po zakończeniu malowania zabezpieczyłam mebel 3 warstwami lakieru matowego Fleur. Na blat położyłam 4 warstwy i po wyschnięciu, położyłam dodatkową warstwę bezbarwnego wosku Clear Wax Annie Sloan. Nie jest to konieczne, ale lubię dodatkowe zabezpieczenie, które jest w dodatku sprawdzone. Poza tym wosk jest zdecydowanie milszy w dotyku. 🙂
Krok 6 – Montaż nowych okuć
No i w końcu nastał ten nieszczęsny moment – montaż zawiasów. Tutaj musiałam poprosić o pomoc męża, który wykazał się ogroooomną cierpliwością. Nie miałabym ani tyle cierpliwości, ani siły, żeby wkręcać wkręty do końca w pełne drewno bez nawiercania (nie miałam tak cienkiego wiertła).
Umiejętne wymierzenie każdej dziurki, dodatkowe nawiercanie dziur w nowych zawiasach (bo te istniejące pokrywały się z tymi, w których siedziały stare ułamane wkręty), przykręcanie i odkręcanie po stokroć w celu dopasowania drzwiczek co do milimetra, bo inaczej się nie zamykały…. M-A-S-A-K-R-A! Nie cierpię montowania zawiasów, więc zawsze wołam męża do tego celu, który, póki co cierpliwie to znosi (ciekawe jak długo).
Montaż gałek w klimacie Maroka – to była pestka. Gałki do kupienia w LM za grosze.
Efekt końcowy metamorfozy wygląda tak, jak poniżej. Kolorystyka nie podlega ocenie – to wybór klientki. Uważam, że komódka będzie raczej zdobić pomieszczenie niż szpecić, więc cel osiągnięty!
A wy co myślicie?
Może w końcu trochę więcej z Was odważy się na zostawienie komentarza? Bo patrząc na statystyki trochę Was jest, a po ilości komentarzy mam wrażenie, że piszę do ściany…. możecie mnie podtrzymać na duchu i udowodnić, że jest inaczej?
Zobacz także:
Metamorfoza stylowego biurka – test farb kredowych Fleur
Metamorfoza witryny Ikea Hemnes – Skandynawski Glamour